My life: work, fun and then some...

Wednesday, December 26, 2007

Right to the point

New Year: New Year is a time where overweight fat asses pay for 3 months of gym memberships and go maybe 3 times in the first month, if they get their fat ass off of the couch and turn off Judge Judy or Maury. The time every year where my parents stop smoking for about 3-5 days then start again because of the stress me and my brother put them through, or something like that. Time where we all go out and get drunk and watch a stupid fucking ball be lowered off a building. New year is a great time, we start it off drunk, lie to ourselves, and then go back to our normal denial state of mind 2 weeks later...
(Urban Dictionary)

Bardzo trafne. No to lepszego 2008...

Tuesday, December 18, 2007

Robic. Samo sie nie zrobi.

Smutna rzeczywistosc. Swieta za kilka dni.

Monday, December 17, 2007

New slick and shiny toy

Od 3 dni jestem dumnym wlascicielem iPhone'a.

Zakup zabawki - $400
Zabawa w przystosowanie go do zycia w polskich warunkach - 6h.
Miny wszystkich gadzeciarzy wokol - bezcenne.

Saturday, December 15, 2007

Lektura, jak sie okazuje, obowiazkowa

Terence McKenna, Pokarm Bogow. Zwlaszcza przed wyjazdem do Peru. Dobra ksiazka, choc momentami aspirujac stylem do dziela naukowego bardzo nieelegancko przechodzi w przesmiewcza forme pisaniny para-naukowca. A to bywa denerwujace, bo ja lubie formy jasno zdefiniowane. Niemniej polecam jako ciekawe i zmuszajace do myslenia spojrzenie na ewolucje czlowieka.

Nastepna pozycja na liscie ksiazek do skonczenia to wyzute z jakiegokolwiek humanizmu "The Profit Zone". Czasem niestety czlowiek potrzebuje doksztalcic sie rowniez z innych dziedzin.

Wednesday, December 12, 2007

Zaobserwowane

Kupienie choinki i bombek, ubranie jej oraz podlaczenie swiatelek wcale nie sprawia, ze czujesz sie bardziej swiatecznie.

Spedzenie 45 minut w wannie z kieliszkiem wina wcale nie sprawia, ze czujesz sie lepiej, poniewaz moglbys w tym czasie patrzec na choinke i probowac poczuc sie swiatecznie.

Sarkazm to najnizsza forma dowcipu. W agonii przedurlopowej, nie potrafie sie zdobyc na nic wiecej. 27 dni. Dobrze, ze z kilkoma wolnymi po drodze.

Tuesday, December 11, 2007

Commitment

- the act of binding yourself (intellectually or emotionally) to a course of action (after Princeton University online lexical database)
- something I fear (after myself)

Sunday, December 09, 2007

Again not sure which one...

State-of-the-art movies. Both.



Friday, December 07, 2007

Aj, aj, aj...

Jakis czas temu wypchnelam sie delikatnie poza swoje comfort zone w robocie. Inaczej sie nie da, jesli czlowiek sie chce rozwijac.

Dzis mialam rozmowe na temat moich dotychczasowych dokonan i tego co przede mna. Przyznam, ze dostalam cos, o czym marzylam. Jestem bardzo ciekawa swojej nowej roli, ale jednoczesnie wiem, ze wyladowalam bardzo, bardzo daleko poza wspomniana comfort zone.

Oczywiscie, ze dam rade, nie ma innego wyjscia, ale jednoczesnie boje sie, ze nie bedzie mnie to tanio kosztowalo. Rok 2008 bedzie bardzo trudny. Ciekawy, ale trudny. Co tu duzo kryc, po tym, jak to wszystko do mnie dotarlo, ogarnela mnie lekka panika. I nie chodzi o P&L responsibility, nie chodzi o zarzadzanie caloscia, czy tez o caly szereg pytan, na ktore nie znam odpowiedzi. Po prostu przeraza mnie psychiczne obciazenie, ktore dzisiaj tak ochoczo i nieswiadomie przyjelam.

Heh, fatalistyczne do tego podchodze. Dostalam mega-awans i zamiast sie cieszyc, skupiam sie na czyms innym. Ale moze to i dobrze. Warto miec swiadomosc, czego sie czlowiek podejmuje.

Wednesday, December 05, 2007

Not sure which one this year...

2006's #1?


or this one?


Ale na pewno to. Reklama tez jest fajna, ale przede wszystkim tekst jest absolutnie genialny. Come on, little stranger...